czwartek, 27 października 2016

Po namyśle stwierdzam, że...

...chciałbym być Amerykaninem.

Być Amerykaninem, właśnie tak. Nie mieszkać w Ameryce, nie pojechać tam, pracować. Nie chciałbym być imigrantem w USA, tylko być Amerykaninem rodowitym, bez polskich korzeni. Dlaczego tak? Dlatego, żeby mieć to, co wydaje mi się w Amerykanach najcenniejsze - ich mentalność. Mam na myśli takich Amerykanów, jakich znam z filmu. Prawdziwych nie znam, nie wiem, jacy są. Myślę, że przynajmniej podobni do tych filmowych. Filmowy Amerykanin ma to szczęście, że choćby szło mu źle i czuł się podle, wystarczy, że przypomni sobie, że mieszka w Ameryce, a z miejsca robi mu się lepiej. Przecież urodził się w kraju, gdzie wszystko jest największe i najlepsze. Przecież cały świat mu zazdrości. Do Meksyku czy Kanady jedzie jak do siebie i nie ma takiego kraju na świecie, gdzie by ludzie nie wiedzieli, gdzie leży Ameryka. Leży w pępku świata.

Tak sobie pomyślałem w trakcie oglądania serialu Better Call Saul. Bardzo dobrego zresztą. Główny bohater jest prawnikiem, lecz nie typowym. Marnie idzie mu kariera, nie jest bogaty, nie ma widoków na osiągnięcie wysokiej pozycji i dochodów, ale... jest Amerykaninem. Przeto nie frustruje się, nie rozpamiętuje, jaka niesprawiedliwość go spotyka, tylko działa. Wkurza się, to jasne, wkurzenie nie przeszkadza mu jednak w pracy. To nic, że na biuro podnajmuje kanciapę bez okien na zapleczu gabinetu pedicure, że cienkim głosem udaje przez telefon swoją sekretarkę, której nie ma. Energia w nim kipi. On jeszcze pokaże, on da radę, bo musi się dać. Nie ma takiej opcji, żeby się nie dało. Jest przy tym dobrym człowiekiem, chociaż był oszustem. Dalej nim bywa. Trochę. Czasem coś nagnie, trochę zakombinuje, coś podbarwi, ale, uwaga! nie jest świnią. Nie robi ludziom krzywdy. Zupełnie odwrotnie, niż jego brat, który przestrzega prawa i zasad, ale jest sukinsynem.
Filmowy Amerykanin jest patriotą. Z tym, że patriotyzm u niego znaczy to, że lubi swoją flagę i swój kraj. Gdyby coś jego krajowi zagrażało, to on wyśle to coś do diabła przy pomocy bomb, rakiet i karabinów maszynowych. Nie zamierza przy tym ginąć, bynajmniej. Wojna jest od tego, żeby ginął wróg. A potem Amerykanin wróci do Ameryki żyć w najlepszym miejscu do życia. Będzie pił piwo prosto z butelki i słuchał muzyki country w miejscowej knajpie, jeśli to wieś, albo jazzu, jeśli to miasto. I będzie happy. Nie będzie słuchał pieśni powstańczych, bo w Ameryce nie było powstań. Nie będzie celebrował tragicznych skutków napaści sąsiadów na kraj umiłowany, bo Amerykanie nie mają sąsiadów, którzy byliby w stanie na nich napaść. Nie będzie celebrował katastrofy prezydenckiego samolotu, bo ich samolot z prezydentem się nie rozbija, chociaż prezydent lata dwoma samolotami na raz, co przecież nie może być łatwą sztuką. Fajnie być patriotą w ten sposób. Mnie uczono tylko patriotyzmu w wersji sado-maso, więc nie chcę być patriotą.
Chciałbym mieć amerykańką duszę, yeah.
Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, fak.

Na zakończenie amerykańska wersja pieśni Pałacyk Michla, Żytnia, Wola. O chłopcach, co na tygrysy mają visy. Proszsz...



16 komentarzy:

  1. I chciałbyś, żeby Twoją potrawą narodową był gorący pies?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Narazie sie serdecznie obsmialam, bo nie mam czasu na pisanie komentarza, ale wroce jutro. Obiecuje:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego, co pokazują w filmach i TV tez wnioskuje, ze to naród ludzi uparcie prących do przodu, nawet jak wicher ciagle w oczy wieje.
    Stardust, powiedz, jak to jest naprawde?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to jest naprawde z tymi Amerykanami?
    Naprawde to jest dokladnie tak jak z Polakami.
    I jedni i drudzy, a podejrzewam, ze i cala reszta narodow ziemskiego globu uwazaja, ze sa pepkiem swiata.
    Tak jak Amerykanin bedzie bronil wszystkiego co wielkie tak samo Polak znajdzie tysiace powodow dla ktorych male jest lepsze od wielkiego.
    Dotyczy to dokladnie wszystkiego, od okrucha chleba, bo przeciez kazdy Polak wie, ze najlepszy na swiecie jest polski chleb i bedzie targal walizke chleba z kazdych wakacji nad Wisla. Co z tego ze splesnieje, lub zczerstwieje? i tak bedzie najlepszy na swiecie.
    Wytlumacz Polakowi, ze gzies na swiecie jest piekna jesien? Nie da sie, to nic, ze ja na dzis od poczatku wrzesnia mialam tylko 3 dni deszczowe i chyba 4 dni kiedy temperatura spadla do 12C... to wszystko nic nie znaczy. Kazdy Polak wie, ze najpiekniejsza jest "zlota, polska jesien" i co z tego ze juz we wrzesniu wskoczyl w gumofilce, odpalil ogrzewanie i nosi czapke uszatke.
    I tak samo jest z Amerykanami, beda bronic do upadlego wyzszosci hamburgera nad schabowym.
    Dopoki sie czlowiek nie ogarnie sam ze soba, dopoki nie zaakceptuje faktu, ze tak naprawde to jest tylko soba a nie zadnym Polakiem, Amerykaninem, Katolikiem, Jehowym, czarnoskorym, czy tez skosnookim to ma przerabane.
    Mnie tez troche czasu zajelo zeby dotarlo do mnie, ze jestem tylko SOBA i nikim wiecej i te wszystkie etykietki, ktore mi los (najczesciej bez mojej zgody) przykleil sa gowno warte.
    Tak to wyglada naprawde:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocilam z ze spaceru w czasie ktorego mnie olsnilo:) Glowna roznica miedzy Polakiem a Amerykaninem to fakt, ze Polak lubi byc zadumany, a Amerykanin lubi sie cieszyc. Polak wiec duma przy kazdej okazji, duma przy kazdych swietach. Swieto wyzwolenia to powod do zadumy, powod do obleczenia sie we wlosiennice i dumania nad dawno juz przeszla swietnoscia panstwa polskiego kiedy to Polska byla potega od morza do morza. Polakowi nie przeszkadza fakt, ze to bylo i Polak nie robi nic zeby wrocilo, Polakowi wystarczy zaduma polaczona z wypinaniem piersi.
      Amerykanin przy okazji kazdych swiat panstwowych lacznie z 4 lipca odpala grilla, kupuje browar zwoluje rodzine i sasiadow i juz po godzinie nie ma pojecia z jakiej to okazji sie wszyscy dobrze bawia. Od skladania wiencow sa politycy i prezydent jego mac, to ich obowiazek:) Przy czym jedni i drudzy maja bardzo mierne jesli nie zerowe pojecie o polityce wlasnego kraju. Ani jeden ani drugi nie zrobi nic zeby cos zmienic na lepsze, jeden bedzie dumal drugi bedzie sie cieszyl. Nie ma narodu idealnego, bo kazdy narod sklada sie z pojedynczych ludzi, a ludzie pojedynczo sa zdrowo pojebani:)))

      Usuń
    2. No i jeszcze różnica jest taka, że Amerykanin może na grilla zaprosić sąsiada, a Polak nie może, bo jest z nim skłócony o to, kto ma odśnieżać 20 cm chodnik przy latarni... ;-)

      Usuń
    3. O moja kochana Kalino o te 20 cme chodnika przy latarni to sie Amerykanie tez potrafia poklocic. Wlasciciel domu, w ktorym mieszkam poklocil sie z sasiadem o 5cm dzialki. Obydwaj twierdza, ze ten drugi zabral te piec centymetrow bezprawnie przy okazji stawiania ogrodzenia miedzy domami. Nie wazne, ze tak naprawde to ogrodzenie zabiera 8cm oni sie do konca zycia nie odezwa i tyle. Odsniezanie tez odbywa sie bardzo czesto pod linijke i jest dokladnie wymierzone, podobnie jak strzyzenie trawnika. Tak sie sklada, ze czesto trawnik jest dluzszy i czesciowo nalezy do dwoch roznych posesji. Bardzo czesto sie wtedy zdarza, ze polowa trawnika jest prawidlowo przystrzyzona do okreslonej przez miasto wysokosci trawy a na drugiej polowie bujne chwasty do polowy podudzia doroslego czlowieka.

      Usuń
    4. Ha! Jednak miałem rację. Jest duża różnica między Polakami a Amerykanami. Stardust to przyznała. My właśnie popadamy nieustannie w zadumę patriotyczną, a oni w ramach patriotyzmu się cieszą. Czyż to nie jest różnica fundamentalna? Moim zdaniem jest. Tak naprawdę, to Polak specjalnie nie duma nad ofiarą krwi swoich przodków, ale jeśli go zapytać przed kamerą, to powie, że duma, bo mniema, że tak należy. I to ryje innym berety. I potem są skutki żałosne.

      Nie mamy problemu ze wspólnymi trawnikami, bo grodzimy się płotami na wysokość człowieka.

      Usuń
    5. No wszak Amerykanin nie będzie dumał nad ofiarą krwi czerwonoskórej, dzięki której ma ten trawnik.

      Usuń
    6. Jasne,ani nad potem czarnoskórym. Amerykanin sobie śpiewa
      This land is your land,
      This land is my land...
      przy czym nie ma na myśli kolorowych braci.

      Usuń
    7. Ekolandia i Ove, mylicie sie i to bardzo, ale wolno Wam.

      Usuń
  5. Amerykanów kształtuje ich własna kultura. Ta klasyczna literatura, pokazująca jak wyrąbywali, wycinali, wydłutowywali sobie swoje miejsce na TEJ ziemi. Jak ich ojce ciężko pracowały, żeby tę ziemię ujarzmić, zapłodnić, zmienić. Od grudy ziemi, do pola kukurydzy...od pucybuta, do milionera.:-) Znaczy, że się da! I nalezy się tylko postarać, żeby się udało. A jak się nie uda? To keep smiling, i udawaj, że wszystko jest ok. A u nas...bida, Kuba odrąbuje nogę, Łysek ślepnie, Anielka chowa Karuska, Rozalka piecze się w piecu, wszystko do dupy. I po cholerę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby można było być Chrystusem narodów, Pieprzu.
      Karusek, Ordon, Pan Wołodyjowski. Wszyscy nie żyją. Jak pięknie!

      Usuń
  6. Eeee, dynie to oni majo wielkie, ale ziemniaki?
    No i nie majo tam Kruzu (Tom Cruise się nie liczy ;)

    OdpowiedzUsuń