poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Ikony

Lubicie ikony? Nie mam na myśli tych mikrych znaczków na ekranie komputera. To nie są ikony, to są pierdółkowate obrazki, czasem nawet ładne, czasem zgrabne, ale przecież tak mizerne, że nazywanie ich ikonami to nieporozumienie. To tak, jakby dzwonek telefonu nazywać symfonią, albo komunikat "Error 404. Page not found" poematem. Mam na myśli prawdziwe ikony. To znaczy, właściwie nie prawdziwe dosłownie. Ikona w sensie dosłownym to na przykład taki obraz:
żeby było ciekawiej, nie wisi w cerkwi.
Nie o takie ikony mi chodzi.
Wczoraj po raz enty obejrzałem Wejście Smoka z Brucem Lee. Film ten ciągle mi się podoba. Nie wiem, czy dlatego, że jest dobry, czy dlatego, że wiążą się z nim wspomnienia najlepszego okresu mojego życia, wspomnienia przeżyć w kinie o jakich dziś już raczej nie mogę marzyć. Nie wiem, co by to musiało być, żeby zachwyciło mnie tak, jak Bruce na początku lat osiemdziesiątych. Bruce Lee nie zrobił już nigdy takiego filmu, a gdyby zrobił, dziś już pewnie nie umiałbym chłonąć oczami obrazów tak, jak trzydzieści lat temu. Bruce Lee pozostanie na zawsze w pamięci jako główny bohater Wejścia Smoka. Oraz jedna z ikon kina. To nic, że nie tworzył kreacji szekspirowskich. Miał w sobie coś. Jak Marilyn Monroe, jak Charlie Chaplin, jak John Wayne. Jak ikony spoza świata filmu. John Lennon  lennonkach, Jimmy Hendrix w afro, Che Guevara w berecie z gwiazdką. Takimi ikonami obwiesiłbym swój heretycki salon rozkoszy zmysłowych i dobrych wspomnień w moim pałacu, gdybym go miał.
Śpij spokojnie, Bruce.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Ad astra

Dziś wizytę w Polsce rozpoczyna prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. Radziśmy. 
Z razu myślałem, że wybitny ten mąż stanu przybywa na pogawędkę z naszym Prezesem na temat "Jak rządzić 27 lat bez przerwy i jeszcze dłużej". Ale nie. Przybywa spotkać się z naszym prezydentem. Będą rozmawiali o zacieśnieniu współpracy na polu, uwaga! nauki i badań kosmicznych. To rozumiem. Nasze kraje są w czołówce naukowej świata. Są także liderami badań kosmicznych. Oni mają kosmodrom Bajkonur, a my to już w ogóle - mieliśmy Kopernika! Rosjanie z Ciołkowskim i Krolowem mogą nam buty czyścić. Poza tym nasze kraje łączy wspólna kultura i sztuka. Dowodzą tego budowle, które wznieśliśmy, my i oni. O, proszę, taka na przykład złota kulka w Astanie, całkiem jak sfera armilarna kanonika warmińskiego z pomnika w Warszawie:


albo takie złote stożki i pałac tamże:


My mamy coś podobnego w Licheniu:


Myślę, że głowy naszych państw dobrze się porozumieją. Będziemy sobie badać kosmos.

Oczekuję dalszych sukcesów. Kiedy przybędzie głowa Wybrzeża Kości Słoniowej by podpisać umowę o rozwijaniu współpracy na polu fortepiannictwa oraz prezydent Sierra Leone, w sprawie hodowli lwów w Zakopanem?


wtorek, 16 sierpnia 2016

Ożeż!

Staram się nie pisać o polityce. Czytelniczki tego nie lubią. Czytelnicy wyginęli. Być może funkcjonuje jeszcze zwierzątko w bereciku, które uaktywniało się w tematach politycznych, ale jego akurat tu nie chcę, bo nie umie się zachować. A jednak nie zdzierżyłem, widząc, co wywinął człowiek, zajmujący stanowisko prezydenta naszego państwa. Odsłonił uroczyście tablicę upamiętniającą tzw. żołnierzy wyklętych i to gdzie? Na Grobie Nieznanego Żołnierza!
...
Uważam to za niebywałą bezczelność. Żołnierze, którzy zginęli na polach bitew, w grobie się przewracają. Państwo wysłało ich na wojnę, nierzadko wbrew ich woli. Zginęli, niekoniecznie unoszeni patriotyzmem. Kto czytał wspomnienia żołnierzy frontowych, ten wie, że rozmaicie to wyglądało a nigdy pięknie. Poświęcili się, karnie oddali życie. Za to współcześni oddają im cześć, państwo dba o zachowanie pamięci o tych ludziach. Tak być powinno. I oto nagle ktoś podczepia się pod ich chwałę, dopisując swoich protegowanych nieboszczyków na tablicach pomnika. Dziadek mojego kolegi został odesłany przez partyzantów do domu, bo się nie nadawał. Tchórz go oblatywał w obliczu wroga? Nie, po prostu nie umiał "organizować" zaopatrzenia. Nie wiedział, że jak chłop nie chce dać drobiu i słoniny, to trzeba mu przylać w mordę i postraszyć karabinem. Miękki był. Wyklęli go partyzanci i dzięki temu teraz nie jest wyklętym. Nie musiał też nikogo zastrzelić, jak ludzie Lalka naczelnika poczty, ani ukrywać się przez kilkanaście lat po wojnie, jak sam Lalek. Nie miał okazji okazać męstwa w czasie strzelaniny... w sklepie. I nie jemu poświęcono nową tablicę na Grobie Nieznanego Żołnierza.
Nawet obśmiać tego memami nie można, bo to już nie jest śmieszne ani trochę.

piątek, 12 sierpnia 2016

W kwestii biustu jeszcze raz, tylko inaczej

Jako że zajęty jestem wypoczynkiem, w głowie mam raczej pusto. Spostrzeżeń brak, pomysłów też. Notki nie będzie. Sięgam więc do archiwów zdjęć dawnych i wyciągam zdjęcie z wakacji, chociaż nie tych. Nie szkodzi.


Rozmarzyłem się. Naprawdę, nie przypuszczałem, że jest w Polsce instytut, w którym bada się zagadnienie kontaktu języka z biustem. A jest to zagadnienie doniosłe i bardzo ważne w budowaniu bliskich relacji i utrwalaniu dobrych relacji już zbudowanych. Nazwa nieco obcesowa, rzekłbym przaśna, ale liczy się idea, a ta jest na pewno szczytna.
Darzbór!

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

W kwestii biustu

Ojciec Święty już odleciał, zatem możemy wracać do naszych polskich spraw codziennych, czyli do martyrologii, walki z komuną, Trybunału Konstytucyjnego, cudownej przemiany naszego kraju z ruiny w rajski ogród pod rządami jedynie słusznej partii oraz tematów ogórkowych. Dziś właśnie coś lekkostrawnego. Muszę się śpieszyć, bo o 17.00 godzina W, jak wspomnienia. Coroczna odsłona wesołych twarzy dwudziestolatków warszawskich w pierwszy dzień powstania, a potem ruin, zgliszcz, kanałów, trupów, etc., etc., czyli tego w czym się oficjalnie lubujemy, chociaż ja sam nie znam nikogo, kto by uważał, że fajnie patrzeć na śmierć bliskich i pożar własnego domu. Nie, nie. To niefajnie jest. Fajnie jest tak, prawda, ogólnie, narodowo, ale osobiście to nie. Mam wrażenie, że półgłówki zachwycające się wojną sądzą, że giną zawsze inni a im przypadnie wyłącznie chwała, sława i uwielbienie niewiast z krągłym biustem. Rzeczywistość jest inna. 
Ale wracajmy do tematu dzisiejszej lekcji.
Wpadła mi niedawno w ręce niejaka Patsy Kensit. Patsy jest przykładem, pomocą naukową,  pomocą której dowiodę słuszności porzekadła:

Jeśli nie wyglądasz jak Quasimodo,
lepiej weź i zostań sobą.

Wiadomo, że każdy z nas chciałby być piękniejszy, zgrabniejszy, silniejszy, mądrzejszy, bardziej utalentowany niż jest oraz , last but not least, mieć większe to COŚ, no chyba, że ma już bardzo duże.
U pań to coś, to biust. Ciekawe, że raczej nie spotyka się dam, które chciałyby mieć większą pupę niż mają, nawet gdy są to dwa ziarnka kawy, ale biust - tak. Desperacja jest często tak duża, że kobiety tną się i faszerują woreczkami z sylikonem. I cóż? Gabaryt się powiększa, ale czy to sukces?
Czytam, że Patsy PRZED miała 32B. Nie wiem, co to znaczy. 32 stopnie w skali Beauforta? Toż to byłby biust-huragan, burza marsjańska, tsunami piersiowe. A po zabiegu uzyskała 35C. I tu znowu konsternacja. 35 stopni Celsjusza? Zimna pierś, cholera. Może dobra do okładów...
Patsy przed wyglądała, uroczo, wdzięcznie, naturalnie, pociągająco i seksownie, nie tylko z powodu młodego wieku:
Chociaż minę ma jakby wkurzoną, jest niewątpliwie śliczna i wszystko ma takie, jak trzeba, harmonijne, miłe dla oka. Ale widać, że jest niezadowolona. Idzie więc do doktora i robi sobie coś, po czym wygląda tak:

O matko i córko! Dwie kulki przyczepione do ciała, na kilometr krzyczące "To my, sylikony!" Cóżeś ty uczyniła, Patsy, z ciałem swoim? Po co ci to było? Prasa chwali, że nie przesadziłaś z rozmiarem. No cóż. Rzeczywiście, mogło być gorzej. Można sobie wszczepić balony i napompować usta, tylko po co? Człowiek rzadko bywa idealny, ale niedoskonałości naturalne mogą być piękne, niedoskonałości sztuczne - nigdy.