Koleżanka Evascriba na swoim blogu przytoczyła wypowiedź emeryta, który oburza się tym, że młodzi ludzie się nudzą. On nie, bo nie myśli za dużo, tylko biega od rana do nocy, ciągle czymś zajęty.
Ja również nigdy się nie nudzę. Nuda to stan, który pamiętam mgliście z dzieciństwa. Nie pamiętam, kiedy zdarzyło mi się nudzić w dorosłym życiu. Nie znaczy to, że wszystko mnie interesuje. Ale nudzić się, a nie interesować tym, co się dzieje, to nie to samo. Na przykład na zajęciach z ekonomii politycznej potwornie chciało mi się spać i oczy zamykały mi się, mimo tego, że pan doktor stał trzy metry przede mną. Nie nudziłem się jednak. Było mi dobrze, odpływałem w niebyt, a słodki, jednostajny głos doktora M kołysał mnie i unosił niczym srebrny obłok na lazurowym niebie sennego popołudnia. W dzieciństwie nudziłem się w kościele. Jeśli teraz zdarzy mi się tam być, nie nudzę się. Moje zwoje mózgowe leniwie przetwarzają myśli i obrazy. Właśnie leniwie. Kilkanaście lat temu wymyśliłem na mszy algorytm do wyszukiwania danych. Teraz już nic nie wymyślam, a i tak mi się nie nudzi.
Chciałem nieskromnie a nawet arogancko napisać, że człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi. Wiem, że naraziłbym się tym, którzy jednak czasem się nudzą. Naraziłbym się, bo nikt nie uzna sam siebie za mało inteligentnego. Nie napiszę tak jednak. Nie z obawy o to, że ktoś się obrazi.
Przyczyna jest inna. Mam psa, który jest naprawdę inteligentny i właśnie dlatego nudzi się, gdy nie ma zajęcia. Nosi go wtedy jak Żyda po pustym sklepie. Jego poprzednik był głuptasem i nigdy się nie nudził. Jeśli nie miał nic do roboty, spał, albo się przytulał do człowieka i leżał spokojnie. Czyżbym z wiekiem upodabniał się do psa głuptasa?