wtorek, 5 maja 2020

Jak ten czas leci...

Wydawało mi się, że dopiero co napisałem poprzednią notkę, a to już prawie miesiąc. I sporo się zmieniło. Znów wolno chodzić do lasu, a od dzisiaj nawet o galerii handlowych. Jestem w radosnej euforii. Od czasu zniesienia szlabanu na lasy byłem tam już raz. W galerii jeszcze nie, ale to nic. Nie chodzi o to, żeby iść tam, gdzie się chce, tylko żeby mieć mieć taką możliwość. Sama świadomość, że mi czegoś nie wolno, wywołuje w moim wnętrzu niepokój i rozdrażnienie. Świadomość wolności wyboru sprawia, że już nie muszę go nawet dokonywać. Często wystarczy mi samo to, że mogę. A skoro mogę, to nie muszę. Może później, może kiedyś, może wcale. Jak z filmami nagranymi na dysk. Obejrzę później, bo przecież zawsze mogę. Skoro mogę zawsze, to czemu teraz? Później...
Nigdy.
Rozwinięciem tej zasady jest flegmatyczny stosunek do zjawisk albo możliwości sezonowych. Powiedzmy, że chcemy obserwować bocianięta w gnieździe. Eee... za rok też przecież będzie wiosna i nowe bocianięta. Albo popłynąć łódką na Wyspę Tajemnic na Jeziorze Mrocznym. Eeeee... za rok przecież też będzie lato, zdążę. I tu jest haczyk. Człowiek nie żyje w nieskończoność.