wtorek, 7 maja 2019

Gdy coś pójdzie nie tak

Na spotkaniu z Donaldem Tuskiem na Uniwersytecie Warszawskim miało być pięknie, podniośle, z klasą i optymistycznie. Politycy opozycji przyszli zawisnąć wzrokiem na ust malinach naszego polityka klasy europejskiej, nasładzać się jego słowami, po czym wyjść pokrzepieni, że będzie dobrze, że teraz to na pewno wygrają wybory, wiwat król kochany! Mieli wyjść ze spotkania utwierdzeni, że są lepsi, bardziej europejscy od polityków obozu rządzącego. Mieli sami sobie pogratulować, jacy są wspaniali. Miało być klawo jak cholera. A tymczasem...
Leszek Jażdżewski, człowiek o którym wcześniej nie słyszałem, wyszedł na scenę przed Donaldem Tuskiem i powiedział kilka zdań prawdy o politykach i polskim Kościele. I co się stało? Stał się nagle znany a koledzy się go zaparli. Zapałali oburzeniem i odcięli się, bo Jażdżewski ośmielił się powiedzieć, że ludziom Kościoła daleko do ideałów, które głoszą, i że gdyby Chrystus miał być ukrzyżowany dziś, to zrobiliby to właśnie oni.
Prawda. Hierarchowie nigdy nie tolerują wichrzycieli, burzycieli ustalonego porządku, w którym oni opływają w dostatki i władzę. Każdy, kto ośmiela się choćby zasugerować, że żyją w fałszu i obłudzie, jest bezwzględnie tępionym wrogiem. Należy mu odciąć rękę, którą na kapłanów podnosi i obciąć język, którym bluźni. Arcykapłanów i ich czarnych żołnierzy można zrozumieć, pilnują własnego interesu. Dlaczego jednak koledzy polityczni Jażdżewskiego odcinają się od niego? To tylko jeszcze jeden dowód, że są równie obłudni jak ich polityczni przeciwnicy. Czynią tak z wyrachowania, bo mniemają, że lepiej się to opłaci, niż poparcie słów prawdy. Przypuszczam, że się mylą, że Polacy są już dalej niż politycy PO.
Polska to taki dziwny kraj, gdzie politycy ciągną się w ogonie zmian mentalności swojego narodu. Nic zatem dziwnego, że w historycznej skali czasu Polska jest państwem sezonowym.