Już się wyjaśniło, dlaczego Angela Merkel nie przyjechała do mnie w moim śnie. Po prostu tym snem antycypowałem (tak mi się podoba to słowo, że musiałem) wynik wyborów w Niemczech. Angela co prawda wygrała, ale trochę słabo, a do tego w ichnim parlamencie zaistniał niemiecki PiS i ona teraz kompletnie nie ma głowy do snów, tylko ma tej głowy ból. Tak przypuszczam.
W następnym śnie musiałem się obejść również bez Angeli. Sprostałem zadaniu. Przyśniłem trzęsienie ziemi, które zaskoczyło mnie w wieżowcu z wielkiej płyty. Był dobrze pospawany w narożnikach, bo chwiał się i tańczył w czasie wstrząsów, ale nie zawalił. Zdążyłem z niego wybiec na zieloną łąkę, a on stał nadal. Ziemia się uspokoiła, a on ciągle stał, tylko trochę zniekształcony, jak akordeon niewidomego muzyka zastrzelonego przez hitlerowca z pistoletu parabellum trzymanego dłonią w skórzanej rękawiczce. Taki akordeon robi iiirrrrr.... rozciągnięty ostatnim ruchem martwej już ręki i zamiera. Właśnie tak zamarł mój śniony wieżowiec. Tylko że w pionie.
Ale dlaczego śniło mi się, że z wieżowca wybiegłem na zieloną łąkę i to pustą, bezludną? Niewykluczone, że była to zapowiedź wczorajszego dnia. Wczoraj bowiem, jadąc samochodem z miasta M. do miasta P. wstąpiłem do miasteczka P., gdzie w parku nad jeziorem znajduje się niewielki kopiec, wczesnośredniowieczne grodzisko stożkowate. Niewątpliwie była to materializacja wieżowca ze snu, ponieważ łąka dokoła grodziska była z takiej samej trawy jak trawa we śnie. I też nie było żywego ducha. Co do duchów nieżywych, nie mam pewności, ale żywię nadzieję, że były. W końcu po to tam poszedłem, żeby poczuć obecność genius loci, czyli ducha miejsca. Jeszcze nie wiem, czy poczułem. Z duchami miejsc mam tak, że one pojawiają się u mnie powoli, bardzo nieśpiesznie. Jeżeli pamiętam jakieś miejsce przez kolejne lata, jeżeli nie zapominam, jak wyglądało, to znaczy, że duch miejsca tam był. Na razie wiem tylko, że na szczycie kopca ktoś zostawił koc. Sądząc po jego stanie, zostawił go dawno temu, jednak z pewnością nie w średniowieczu, bo koc był z włókna sztucznego. Ani chybi Słowianie.