Pamiętacie, co robiliście 29 listopada 1987 r.? Ja tak.
Siedziałem w małej salce, wsuwałem gorące kiełbaski z termosu i oglądałem filmy z kasety VHS. Fajne filmy. Jeden to Commando z Arnoldem Schwarzeneggerem a drugi Cobra z Selvestrem Stallone. Ach, jaki czad! W 1987 roku to było coś. Video! Filmy akcji! Słowo WOW! nie było jeszcze w powszechnym użyciu. Nie mówiło się też, że coś jest zajebiste. Jak się wtedy mówiło? Tego już nie pamiętam, ale jakoś musiało się mówić, skoro były takie filmy. Wiele jeszcze księżyców musiało się odmienić, zanim kupiłem kolorowy telewizor i magnetowid, więc film video smakował mi wtedy jak dziś kawior. Bo na filmach dziś zasypiam, a filmów strzelanek nawet nie próbuję oglądać. Żebym mógł się cieszyć własnym video, musiał upaść stary porządek. I właśnie ten stary porządek zrobił znaczący krok w stronę swojego upadku 29 listopada roku 1987. Odbyło się wtedy referendum, w którym suweren (jeszcze wtedy nie wiedział, że tak się nazywa) miał odpowiedzieć na mgliste pytanie, czy chce, żeby było kiedyś lepiej, bo jak tak, to najpierw będzie gorzej. I odpowiedział, że chce, ale frekwencja była niewystarczająca i referendum nie było wiążące.
Byłem członkiem komisji w jednym z lokali wyborczych. Miałem to szczęście, że rzucono mnie na odcinek z lokalem wyborczym w zakładzie przemysłowym, a nie w jakiejś marnej szkole podstawowej, jak to często bywa do dziś. Dzięki temu mieliśmy zakładowe video i zakładowe gorące kiełbaski. Część wysokiej komisji dyżurowała przy urnie, a część jadła kiełbaski na zapleczu przy dźwiękach neverending serii z karabinu Schwarzeneggera. Bo jemu, jak wiecie, amunicja nigdy się nie kończy. Arnold wygrywał, więc i my czuliśmy się dobrze i mieliśmy wysokie morale. Naprawdę, pierwszą rzeczą, jaką musi zapewnić dowództwo swojemu wojsku, jest żarcie i rozrywka. Jeśli to jest, to reszta też pójdzie. Nam poszło świetnie. Byliśmy pierwszą komisją, która policzyła głosy i oddała je do wyższej komisji po zamknięciu naszego lokalu gastronomicznego. Przepraszam, wyborczego. I powiem wam, że nie było oszustwa przy liczeniu głosów. Wyniki podaliśmy prawdziwe. No... prawie. Przewodniczący komisji zebrał w garść głosy nieważne i wrzucił je do kosza ze słowami "to jest niepotrzebne". Głosy ważne policzyliśmy rzetelnie. Wszystko zrobiliśmy jak należy.
Wróciłem do domu najedzony, rozerwany i zadowolony. Kto wie, może za kilkanaście lat będę sobie puszczał Commando, żeby usłyszeć kultowy tekst:
- A teraz Zielony Beret skopie ci dupę. [czarny charakter do białego Arnloda]
- A teraz Zielony Beret skopie ci dupę. [czarny charakter do białego Arnloda]
- Zielone Berety jadam na śniadanie. [biały Arnlold do czarnego szwarccharakteru]
Łza mi się w oku zakręci na wspomnienie roku 1987.
Tak będzie kiedyś.
Na razie uśmiecham się ciepło na wspomnienie mojego pierwszego bliskiego spotkania z Sylvestrem i Arnoldem. I jeszcze uśmiecham się melancholijnie na myśl o tym, jaki śmieszny jest ten świat, w którym najpierw władza oskarżana dziś o tyranię pyta nieśmiało lud, czy zaakceptuje pewne wyrzeczenia w imię lepszego jutra a po dwóch latach władza zrodzona z wolności i demokracji o nic ludu nie pyta, tylko bierze solidny zamach i kopie klasę robotniczą w dupę z taką siłą, że ta ciągle jeszcze leci, leci i leci ku świetlanej przyszłości.