poniedziałek, 13 czerwca 2016

Z zapisków obserwatora przyrody, zebry i żebry

W wielkim mieście M, jak w każdym wielkim mieście, jest wiele samochodów. Codziennie samochody wyjeżdżają na ulicę. Trudno powiedzieć, po co. Jednak skoro ja jadę samochodem, bo mam po co, to inni też pewnie mają swoje powody - przeprowadził logiczne rozumowanie Zdzisław, siedząc za kierownicą swego banalnie srebrzystego auta, czyli w kolorze niebrudzącym się. Zdzisław jest ze starego rocznika i ciągle jeszcze myśli kategoriami poprzedniego ustroju. Nie kupuje na przykład nigdy kremowych spodni, nie wspominając o białych, bo się za szybko brudzą. Marynarki oczywiście szare, albo brązowe, żeby się nie brudziły. Aż dziw, że ma jedną niebieską, ale nie za bardzo. Kiedyś kupił sobie taką jasną. Przewisiała w szafie rok, zanim namyślił się ją założyć. To i tak nic w porównaniu z butami, które przeleżały w szafce cztery lata, zanim weszły do eksploatacji. Z butami tak można. Z marynarką jest ryzyko, gdyż marynarki od wiszenia w szafie zbiegają się w brzuchu. Pewnie z powodu suchości powietrza w nowym budownictwie.
Zdzisław dojechał do skrzyżowania i zatrzymał się, oczekując na zmianę świateł. On czekał na to, aż zrobi się zielone, a na niego czekał już ktoś inny. Żebrak z plastikowym kubkiem w dłoni, wsparty na inwalidzkiej kuli. Oto człowiek pracy - pomyślał Zdzisław. Od rana pracowicie krząta się między autami, wytrwale kiwa głową, wdycha spaliny. Powinien mieć dodatek za szkodliwe warunki. Uśmiechnął się na tę myśl, bo kto wypłaci dodatek żebrakowi? Żebrakowi? Czy w czasach obłudnej poprawności politycznej wolno jeszcze używać tego słowa? Przecież na sprzątaczki nie mówią w pracy sprzątaczki, tylko panie sprzątające. Czy widzę "pana żebrzącego"? - pomyślał po raz czwarty tego dnia. He! Pan żebrzący. Dobre! Nie żadne tam "spieprzaj dziadu!", tylko pan żebrzący. W czasach młodości Zdzisława kabareciarze twierdzili, że kiedyś dziad był panem, a teraz pan jest dziadem. Publika rżała. Ustrój się zmienił, czasy się zmieniły, żarty się zmieniły. W czasach słusznie minionych widok pana żebrzącego na skrzyżowaniu byłby dla władz kompromitujący. Teraz nie jest. Prawdziwa wolność i demokracja. W autach siedzą średnio inteligentni Polacy, którym wydaje się, że są klasą średnią. Pan żebrzący puka do okien samochodów. Prosząc, podaruj, złoty panie, choć szal choć byle co, choć chustę... E, nie, po prostu daj dwa złote.
Tymczasem niektórzy z kierowców wdają się w dyskusję z panem żebrzącym. O czym rozmawiają i co z tego wynika? A to już w następnym odcinku, gdyż chwilowo wena mnie opuściła.
Idźcie przez zboże...

8 komentarzy:

  1. Bardzo to trafne i cudnie opisane!
    Pan żebrzący.... :) Obecnie natrafia sie nawet na forme wyzsza - pan żądający! Jak mu sie nie da, to sie strasznie obrusza i obraza. Bywa, ze uzywa slów niecenzuralnych w stosunku do tego, kto smial nie dac.
    I co tu zrobic?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Diable :)
      Nie wiem, co zrobić, kiedy pan żebrzący się zdenerwuje. Myślę, że należy spuścić wzrok, żeby nie zdenerwował się jeszcze bardziej. W końcu mamy samochód, a on nie. To kto więcej ryzykuje?

      Usuń
    2. Kiedyś pozwoliłam młodzieży umyć szyby w samochodzie... Ich sprzęt nie był doskonały i już na wieki wieków myślałam o tych miłych chłopcach zawsze, gdy świeciło słońce. Okręgi i owale na szybie - bezcenne ;-)

      Usuń
    3. Pan żebrzący, widzisz, jest bardziej taktowny. Jeśli mu dasz pieniądz, nie dotknie Ci samochodu :)

      Usuń
    4. Ja NIE MAM samochodu! Spotykam panów żądających pieszo!
      I uciekam...

      Usuń
    5. A co, jak stoisz na światłach? W tył zwrot, pod prąd? ;)

      Usuń
  2. Ja pieniędzy nie daję,bo mam tylko karty płatnicze - ostatni raz 2 złote w bilonie widziałam w zeszłym wieku. Ale nie jestem wieprzem, raz podarowałam jajko z niespodzianką, a raz tik - taki os smaku arbuzowym. Kiedyś trafił mi się niedowiarek (taki co nie uwierzył, że nie mam nawet dropsa), który zaległ na masce mojego czerwonego kura (ha! żaden tam niebrudzący się kolor), i tak sobie czekaliśmy śmiejąc się do siebie przez szybę, aż pan z auta za mną nie wytrzymał. Wysiadł, zdjął żebrzącego, i postawił na chodniku obok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem Cię. Skoro zaległ na masce, to mogłaś jechać, uważając tylko, by nie spadł do przodu ;) On musiał być z Jaworzna!

      Usuń