Kiedy byłem dzieckiem i prosiłem ojca, by coś dla mnie zrobił, rodzic mój odpowiadał zdaniem, którego mądrości nie byłem w stanie wtedy docenić, ani uszanować:
- Synu, zachowaj spokój.
Był to niezawodny sposób, by mój spokój zburzyć do imentu. Wiedziałem przecież, co to znaczy. Widziałem, że długo będę musiał trwać w stanie spokojnym, czyli spacyfikowany. Ćwiczyłem się w sztuce zachowywania spokoju, aczkolwiek bez przekonania i niechętnie. Teraz jestem starszy niż mój ojciec w czasach, kiedy doradzał mi zachować spokój. Nauczyłem się, przynajmniej wybiórczo, zachowywać olimpijski spokój i angielską flegmę. Na tej właśnie płaszczyźnie obcuję z moim samochodem. Samochód przepalił sobie małą żaróweczkę od światła postojowego. Hm - pomyślałem - czy samochód jest od stania, czy jeżdżenia? Od jeżdżenia - odparłem, znając tezę pytania. Czy ja go gdzieś zostawiam na światłach postojowych? Ależ skąd - odpowiedziałem sobie skwapliwie, dumny ze swej przebiegłości w sztuce prowadzenia dyskusji. Czy żaróweczkę należy wymienić? Niby tak... na pewno tak. Ale dlaczego dzisiaj? Zróbmy to jutro. A w ogóle, czy ja mam taką żaróweczkę? Sprawdzimy to jutro. Jak nie, to trzeba kupić. Jutro...
I tak przebiegły ze trzy tygodnie.
Aż wreszcie, wczoraj, przyjeżdżam do domu, wychodzę z samochodu, otwieram bramę garażu, odwracam się, patrząc autu prosto w oczy i co widzę? Żaróweczka znowu świeci! Hosanna! Juhu! Jak dobrze, że byłem cierpliwy, że zachowałem spokój. Ona się wcale nie przepaliła, tylko przyczaiła, żeby mnie zrobić w bambuko. Ale nie dałem się. Zachowałem spokój i proszę - wygrałem.
Od jakiegoś czasu cieknie paliwo przy wlewaniu go do baku. Coś tam przy korku nie tak.
Zachowuję spokój.
A mógłbyś też zachować spokój w sprawie mojej bramy wjazdowej? Bo przestała reagować na pilota i jest to bardzo uciążliwe... Mój spokój nie pomaga, ale gdybyśmy tak połączyli siły...? ;-)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy. Podejdę do tematu z wielkim spokojem :) A może trzeba potraktować spokojem pilota?
UsuńNie rozdrabniajmy się. Na razie bądźmy spokojni w spawie bramy.
UsuńO, to podobnie, jak ja :) Ja kiedy zdaje sobie sprawe, ze za bardzo sie spiesze albo zaczynam sie denerwowac, to mówie sobie "Kobieto, zaprzestan!" To "zaprzestan" ma taki grzmiacy, wladczy i wrecz biblijny wydzwiek i, o dziwo, dziala! (choc ja przeciez niewierzaca).
OdpowiedzUsuńAle zaprzestaje i spokojnie czekam na rozwój sytuacji.
O, to ja mam chyba odwrotnie. Mówię sobie "Człowiecze,zaprawdę powiadam ci: weź się!" Ale nie działa. Więc nie jestem spokojny :(
UsuńMyślę, że problem tkwi w nomenklaturze.
Usuń"Zaprzestań" ma charakter władczy.
"Weź się" jest kumplowskie.
Zmień, Ove na "uczyń" albo "przedsięweź". ;-)
Ojej, Ove, ja to nazywam przeczekaniem. Co nagle to pod diable, mawiają...nie warto się spieszyć:-)
OdpowiedzUsuń