piątek, 9 września 2016

Kasia

Proszę pana! Proszę pana! Proszę pana! Czteroletnia dziewczynka wołała z pomostu do Mariana, który właśnie podpływał kajakiem do pustej o tej godzinie plaży. Ignorował nawoływania małej. Może jej się odechce i nie trzeba będzie odpowiadać. Nie odechciało się. Proszę pana! Ech, co za smarkula. Czego ona chce?
- Proszę?
- Proszę pana! Mogę?
No jeszcze czego, dzieciak chce do kajaka? Tak. Chce. Ledwie kajak dotknął dziobem piasku plaży mała już była przy nim. Mogę? - znowu pyta tonem nie przyjmującym odmowy.
- A czyj to jest fotelik? - wskazała na wolne miejsce. Fotelik... tak, pewnie w samochodzie ma swój fotelik. Ja w jej wieku nie nazwałbym tak plastikowego krzesełka.
- Pasażera. Tego, kto tu usiądzie.
Marian był zadowolony z odpowiedzi. Odpowiedzieć na dziecięce pytanie nie zawsze jest łatwo. Dorosły takiego by nie zadał. Kłopot. Przypomniała mu się anegdota o matematyku, który na pytanie aeronautów podróżujących balonem, gdzie się znajdują, odpowiedział: w balonie. Podobno matematycy udzielają odpowiedzi prawdziwych, ścisłych, zwięzłych i całkowicie bezużytecznych... No to masz, dziecinko.
Kasia wpakowała się śmiało do kajaka.
- Tam! - zakomenderowała, wyciągając prawicę jak Lenin na plakacie.
Na środek jeziora, ku słońcu, jutrzence swobody, yhm. Jakiej tam jutrzence? Przecież jest dziewiętnasta. Co tu robisz, smarkulo? Czemu nie oglądasz dobranocki i nie szykujesz się do snu? Ach, ta dzisiejsza młodzież.
Kilka lekkich ruchów wiosłem i statek majestatycznie skierował się dziobem na ocean, na zachód.
Przepłynęli kawałek. Co na to matka? Matka przygląda się z pomostu, ojciec dziewczynki nie patrzy wcale na swoją latorośl. Nos ma zatopiony w smarfonie. Nos, policzki, oczy. Tylko uszy jeszcze mu wystają nad taflę telefonu, ale i tak nic nie słyszą.
- Tam! Woła znowu Kasia i zaczyna się niebezpiecznie wiercić.
- Siedź spokojnie - rozkazuje Marian.
Rozkazuje? Komu? Przecież mała nie zamierza słuchać, robi to, co chce. Silna osobowość. Nie to, co Marian.
- Proszę pana, teraz ja chcę tam. Pokazuje na jego miejsce i zaczyna się gramolić ze swojego fotelika do Mariana. Kajak się chybocze. 
- Nie wstawaj, siedź!
- Teraz ja tam! - Kasia już stoi. Zaczyna się chwiać, balansuje ciałem, ale przecież kajak to nie jacht milionera Abramowicza, to łupinka, buja się coraz mocniej.
- Siadaj! - woła Marian.
- Proszę pana... Plusk! Dziewczynka wpada do wody.
Momentalnie znika pod powierzchnią.
Marian wyskakuje z kajaka. Tu jest płytko, woda sięga mu do piersi. Dla małej to głębia. Gdzie ona jest? Szuka jej. Musi tu przecież być, nie rozpłynęła się. Matka coś krzyczy, ojciec opuścił rękę ze smartfonem i patrzy baranim wzrokiem, jeszcze nie wie, o co chodzi. Za chwilę oboje są w wodzie. Biegną. Trochę to trwa, woda hamuje ruchy. Marian szuka dziecka. Nie ma. Gdzie wpadła? Tu? Nie, chyba trochę dalej. Tam też nie ma. Rodzice też szukają, matka ciągle krzyczy, ojciec próbuje nurkować. Nic nie widać, woda zielona, teraz już mętna. Jezus Maria! Gdzie ona jest?! Nie ma, nie ma. To nie możliwe. Już upływa minuta, dwie minuty. Dziecka nie ma. Biegną wędkarze, którzy dotąd obserwowali zajście z fotelików ustawionych w pobliżu trzcin. Oni też brodzą w wodzie, nurkują, znowu brodzą. Krzyki, zamęt w głowach, zamęt w wodzie. Nic. Nie mogą znaleźć.
Wreszcie udało się. Wędkarz ją złapał. Wyciąga dziecko na powierzchnię. Wszyscy biegną do brzegu, kładą małą na plaży, robią sztuczne oddychanie. Pięć minut, dziesięć, piętnaście... Za późno.
Nie ma pulsu. Nie oddycha. Koniec.

Tak by to mogło być - pomyślał Marian.
- Proszę pana! Mogę?
- Nie możesz.
- Dlaczego?
Bo nie lubię dzieci i dzięki temu niektóre z nich mają szansę przeżyć, wiesz? 
- Bo śpieszę się do domu.



4 komentarze:

  1. Ove, zaczynam się Ciebie bać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie napisałeś:
      Ale dlaczego dopiero teraz? ;-)

      Usuń
    2. Ja jestem całkowicie niegroźny.
      Moja koleżanka mówi: lubię małe dzieci, duże się za długo pieką...

      Usuń