środa, 13 kwietnia 2016

Dlaczego tak jest? Czyli...

... rozważania Dezyderego
 nad dziwnością bytu jego.

Dezydery ma życie względnie lekkie. Niewiele musi, niewiele może. Dobrze to i źle. Bo niewiele musieć większość z nas lubi, niewiele móc, to już nie zawsze. W końcu w każdym z nas drzemie jakiś embrion Napoleona, który, gdyby tylko umieścić go in vitro i nakarmić odpowiednią pożywką, rozwinąłby się w demona czynu, boga wojny, tytana umysłu lub ostatecznie Jerzego Kalibabkę, dziś lat 64, ale kiedyś... Każdy żołnierz nosi w tornistrze buławę marszałkowską. Ha! Widać, że powiedzenie to stare jak Napoleon, bo który żołnierz ma dziś tornister? Buławę nosi gdzie indziej. Tak się mówi, ale życie ze swą szarością jest daleko mniej romantyczne. Jeśli Dezydery ma jakieś rojenia o wielkości, to nie o tym, jak wskazuje buławą kierunek natarcia swym wiernym gwardzistom. Już prędzej wyobraża sobie, jakby to nic nie musiał a wiele mógł, gdyby tak wygrał z dziesięć melonów w Lotto. O, to by była inna rozmowa. To nic, że pieniądze szczęścia nie dają. Dezydery nie oczekuje od pieniędzy, by cokolwiek dawały. Wziąłby sobie sam, przy ich niewielkiej pomocy. Za pieniądze nie można kupić szczęścia, ale znakomicie można się wykupić nimi od szeregu nieszczęść, zmartwień, stresów, dylematów, bolączek, niepokojów, waporów, nadciśnienia etc., etc. A czyż, parafrazując Tomasza z Akwinu, szczęście to nie po prostu brak nieszczęścia? Szczęścia sensu stricto zorganizować przy użyciu szeleszczących banknotów też trochę można. W końcu Dezydery nie jest z tych ostatnich (tak o sobie myśli) i sam z siebie coś tam dać może, by ulżyć pieniądzom w ich trudnym zadaniu sprowadzenia szczęścia na ich posiadacza.
Tak Dezydery rozmyślał z końcówką długopisu w zębach i wzrokiem w suficie, kiedy ze stanu analitycznego znieruchomienia wyrwał go gulgot telefonu. Ech, pomyślał, kiedyś telefony dzwoniły, a teraz, panie? Za Najjaśniejszego Pana dzwoniły, za sanacji dzwoniły, za Niemca dzwoniły, za Stalina dzwoniły, nawet za Gomułki dzwoniły i za Gierka też. Teraz gulgocą, świergolą, piszczą, a już najgorzej, panie, z tych komórek, to nie wiadomo, co wyleci. Rżenie konia już Dezydery słyszał, na przykład.
Odebrał. Słuchał, słuchał, z rzadka jeno przytakując. Aż w końcu odłożył słuchawkę, w czaszkę się podrapał i wypowiedział jedno tylko słowo, którego przytaczać nie musimy, a nawet nie powinniśmy.
I zabrał się do roboty, której nienawidzi serdecznie, na którą patrzeć nie może, a bez tego się nie da, bo jak tu pisać, nie patrząc? Można, jest to sztuka do opanowania, ale po napisaniu i tak trzeba przeczytać, co się napisało, a to już bywa wymiotne. Nie ma jednak sposobu, by się od tego wymigać. Toć już pan Muszalski, pierwszy łucznik Rzeczpospolitej, w czasie samego z łuku strzelania okularów nie używał, a to ze względu na tłok w bitwach, powodujący, że zawsze w coś trafiał, ale potem jednak patrzył przez szkła, żeby zobaczyć, w co trafił (według Andrzej a Waligórskiego). Tak też i Dezydery, wprzódy coś napisawszy, przeczytać to potem musi, przez co cierpi okropnie. Taka dola.
I tu właśnie dochodzimy do tytułowego pytania: dlaczego tak jest? Dlaczego tak jest, że człowiek cierpi, robiąc coś, do czego nie ma przekonania, co uważa za głupie i bez sensu, skoro robi to w godzinach pracy, za pieniądze? Przecież powinno mu być wszystko jedno. Czy zostaje po godzinach? Nie. Czy musi pracować za darmo? Nie. Czy, wreszcie, odpowiada za to, co wymęczy? Nie. Jeśli tak, to czemu nie jest mu wszystko jedno, co robi? Przecież powinno. Przecież powinien sobie myśleć: cóż, mogę nawet analizować krzywiznę jaj pterodaktyla w kontekście dyrektyw unijnych, skoro mi za to płacą. Powinien, zgodnie z wierszykiem, którego fragment brzmi
za pięć trzecia bierz kapotę,
pierdol szefa i robotę,
mieć luz, mieć gdzieś i mieć to za nic. A nie ma. Dlaczego?


6 komentarzy:

  1. Im umysl wznioslejszy, do tym wznioslejszych czynów sie rwie - nic nie poradzisz! :) Dezydery widac takim umyslem dysponuje.
    (Czy pan Muszalski prowadzil tabele, ilu posród ofiar bylo swoich a ilu wrogów? Czy tez liczyl sie tylko wynik koncowy?)
    A na te melodyjki telefoniczne to mam jeden utarty sposób: biore pierwsza z listy, która nie dziala mi na nerwy, dalszych z listy nawet nie slucham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam sposobu na melodyjki. Żadna mi nie odpowiada :)

      Usuń
  2. A ja mam mówione komunikaty - kiedy dzwoni matka telefon mówi tak - Odbierz, to ja twoja mamusia, wiem, że tam jesteś, odbierz natychmiast, i tak cię znajdę, nie ukryjesz się przed mamusią (mówi w obcym narzeczu)
    a kiedy syn - uwaga, dzwoni twój syn, prawdopodobnie potrzebuje kasy!
    Bo ja lubię ludzi podraźnić czasem.

    A co do pracy. Kiedyś przy mojej szefowej, w dużej korpo wyrwało mi się - Myślę, że...
    W odpowiedzi usłyszałam - Gabriela, ty nie masz myśleć, Ty masz pracować..
    No, i wszystko jasne. Im mniej myślisz, tym mniej się denerwujesz Dezydery:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych tekstów słuchają dzwoniący? :)
      Nigdy nie pracowałem w korporacji. Myślę, że już nie będę, chyba, że na etacie ciecia. Powoli zbliżam się do odpowiedniego wieku. A cieć ma dobrze - może sobie myśleć, o czym chce, i nikt go nie opieprzy ;)

      Usuń
  3. Dlaczego tak jest? Bo tak chcesz, bo tak Ci wygodniej. Skoro szczęście to dla Ciebie brak nieszczęścia... Coż...
    Good luck.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, każdy jest kowalem własnego palca.
      Thank you very much.
      The same to you.

      Usuń