środa, 11 kwietnia 2018

Krótka refleksja po 10 kwietnia

Nie sądziłem, że obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej mogą pobudzić mnie jeszcze do jakiejkolwiek refleksji. Wszystko zostało już po sto razy powiedziane. A jednak zawsze można coś "odkryć", jakąś swoją Amerykę.

Do tej pory sądziłem, że Polacy lubują się w rozpamiętywaniu klęsk i tragedii, które ściągnęli sobie na głowy, mniemając, że to fatum, pech, sprzysiężenie złych mocy itp., i że czynią to niejako z konieczności genetycznej wobec faktów. Że skoro już klęski się wydarzyły, to oni muszą je czcić, bo taki mają genom. W tym roku dochodzę do wniosku, że jest jeszcze gorzej. Polacy wybierają sobie na przywódców ludzi, którzy PRAGNĄ  martyrologii. Jeśli ona na nich nie spada, to czekają na nią jak na łaskę, hodując w sercach nadzieję, że męczeństwo będzie im dane. Nie im dokładnie, tylko ich rodakom, bo z oczywistych względów swoim męczeństwem nie ma jak się cieszyć. Każde pokolenie łaknie swoich męczenników. Przez długi czas po wojnie potrzebę tę zaspokajała katastrofa wojenna. Ale po latach coraz więcej było ludzi, którzy wojny już nie pamiętali a tęsknotę do martyrologii wyssali z mlekiem matki. Stąd kult księdza Popiełuszki.
Jeden Popiełuszko nie mógł zaspokoić potrzeb martyrologicznych. Martyrologia musi być masowa, żeby była martyrologią. I oto w 2010 roku mamy blisko setkę trupów, w tym liczne osoby wysokiej rangi. To nic, że ludzie zginęli w katastrofie, a nie w boju i nie za ojczyznę. Zginęli i to się liczy. Resztę się zrobi. Intensywna potrzeba posiadania odpowiedniego nieszczęścia do obchodzenia została zaspokojona. Tysiące Polaków mogą nasładzać się smutkiem co miesiąc. Nie rozumiem ich, ale cóż... nie tylko w tym nie rozumiem rodaków.

14 komentarzy:

  1. To jest nas dwoje, w tym nierozumieniu. Bylam teraz tydzien w Polsce i zderzenie z rzeczywistoscia bylo MOCNE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trzecia, ale ja sie jakby nie licze, bo jestem za daleko (na szczescie) i juz nawet bywac przestalam kierujac sie swiadomym wyborem opartym na resztkach rozsadku.

      Usuń
    2. Czwarta.
      "swoim męczeństwem nie ma jak się cieszyć" - z tym się nie zgadzam. Wg mnie są ludzie (znam takich), którzy jak nie przeżywają męczeństwa swego, na skalę własną i prywatną oraz na pokaz,to się męczą. Dzięki temu czują się lepiej, pod warunkiem, że męczeństwo to jest dostrzeżone i odpowiednio docenione.

      Usuń
    3. Diable, ja się tak zderzam nieustannie, ale cóż, sam wybrałem.

      Stardust, jesteś z Ameryki, więc Polacy Cię kochają.

      Bi, Twoje męczeństwo, jest niepełne, skoro żyjesz ;)

      Usuń
  2. Ja mam swoją prywatną maleńką martyrologię od zeszłego roku. W sumie nie martyrologia, bo nie pływam w tym wspomnieniu z lubością, ale mam 1% nieboszczyków na stanie od 10 kwietnia 2017. Moja ciocia wpasowała się wą śmiercią w datę, chociaż nie była fanką tego rządku. Napisało mi się "rządku", to może nie poprawię?
    To był taki dobry uczynek mojej matki chrzestnej, żebym zapamiętała, kiedy ją ubierałam w ostatnią drogę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, być może Twoja matka chrzestna postanowiła dać wyraz. Czemu, tego już nie wiem.

      Usuń
  3. Oj, Ove swego czasu pojawiła się tablica, że jednak polegli...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze to "polegli" dotyczylo faktu, ze te strzepy cial lezaly a nie staly na bacznosc.
      Dobra, pojde sobie zanim dostane glupawki i mnie Ove obsobaczy, ale caly ten 8-letni cyrk to naprawde niezly kabaret.

      Usuń
    2. Nie polegli, tylko zginęli (niestety głupio). Nie obsobaczy.

      Usuń
  4. Ove - jest doskonały artykuł, w którym facet, filozof, napisał to co ja myślę na ten temat, tylko nie potrafię tego tak pięknie i mądrze wyrazić. Przeczytaj koniecznie. Krzysztof Pacewicz: Zabawa w partyzantów i zaborców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem, ale zaraz po Twoim komentarzu i... już nie pamiętam wniosków :(

      Usuń
    2. Ha ha - mam tak samo. Nie pękaj. Bardziej wymagające teksty muszę czytać więcej niż raz. Wniosek był taki, że dopóki będziemy się katować powstańczą traumą, dopóty nie nabierzemy pewności siebie i nie otworzymy się na świat.

      Usuń
  5. A poza tym to wszystko jest chore i szkodliwe, bo dzisiaj w radiu gdańskim mówili, że razem obchodzono rocznicę Katynia i Smoleńska - spotkali się jacyś wyznawcy tego nowego trendu - tych dwóch wydarzeń nie należy traktować jednakowo, nie wolno tego mieszać. Poprawcie mnie jeśli się mylę, bo może po prostu jestem uprzedzona i nie widzę na boki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, Katyń i Smoleńsk to całkiem co innego, ale to oczywistość. Nie ma o czym gadać.

      Usuń