niedziela, 22 października 2017

Kochajcie opowiadania

Podobno trwa moda na opasłe książki, na grube powieści, które mogą mieć osiemset stron a nawet tysiąc. Podobno ludzie mało czytają, nie mogą skupić uwagi na dłuższym tekście karmieni plotkami na Pudelku, a jednak ciężkie tomiszcza z historiami rozciągniętymi od Paryża po Ural mają się dobrze. Ludzie je kupują. Czytam, że tak jest. Po sobie nie wiem, bo nie kupiłem ani nie czytałem od bardzo dawna nic w rozmiarze XXXL. Z rzeczy większych pamiętam Egipcjanina Sinuhe. Pamiętam, bo zdarzyło mi się do niego wracać. Znów mógłbym  to zrobić. Zdążyłem już zapomnieć fabułę. Nie muszę kupować ani pożyczać ciągle nowych książek (ale kupuję, cholera). Moje zapominanie fabuł pozwala mi cieszyć się wielokrotnie tą samą powieścią. A jeśli pamiętam, to też nie przeszkadza. Przecież najbardziej lubimy te piosenki, które znamy, prawda?
Lepiej pamiętam opowiadania. Tylko te, które czytałem kilka razy, rzecz jasna. Bo z opowiadaniami to łatwe. Najdzie człowieka faza za jakieś opowiadanie, sięga po książkę, trzask-prask, jak powiadał dziadek Jacek Poszepszyński, i po wszystkim. Z powieścią tak nie można. Z opowiadaniem można i trzeba. Opowiadania żyją w ludzkich głowach. Opowiadanie jest, moim zdaniem, najbardziej naturalną, oczywistą formą literacką. Ludzie od zawsze snuli opowieści. Opowieść po zapisaniu to opowiadanie. Powieści nie da się opowiedzieć w jeden wieczór. Opowiadanie pasuje jak ulał. To naturalna miara czasu skupienia ludzkiej uwagi przy słuchaniu. Człowiek przy końcu opowiadania pamięta jeszcze jego początek. To miłe :)
Hemingway pisał doskonałe opowiadania. Jego Krótkie szczęśliwe życie Franciszka Macombera mam w głowie już pół swojego życia. Podobnie jak Napój Hiperborejów Jacka Londona. Czechow to całkiem inna bajka, poznałem go później. Może i dobrze, to są opowiadania dla dzieci starszych ;)
Są i nowe opowiadania warte uwagi. Ot, choćby kiedyś trafiłem na opowiadanie Wojciecha Kuczoka Klapki (z zielonymi motylkami). Ach, jak mi szarpnęło bebechy. Jeśli szarpie, to jest dobre, to u mnie najwyższa forma pochwały. Jednak znaleźć coś naprawdę świetnego, to nie jest prosta sprawa. Kupiłem kiedyś zbiór opowiadań Janusza Majewskiego Ekshibicjonista i tylko jedno, tytułowe podobało mi się. Ciężko o dobre opowiadanie. Bo opowiadanie nie może mieć lepszych i gorszych momentów. Jest na to za krótkie. Całe musi być napisane na równym, wysokim poziomie. Gdybym mógł dostać jakiś talent, jak miś Colargol dostał od króla ptaków piękny głos, chciałbym mieć umiejętność pisania świetnych opowiadań. (Albo gry na fortepianie, żeby sobie grać jazz). I wtedy bym sobie pisał, pisał...

 



34 komentarze:

  1. Najgrubsze ksiazki jakie ostatnio przeczytalam to
    Legacy of Ashes (historia CIA) - 848 stron,
    A people history of the United States - 784 strony
    History of FBI - 560 stron.
    Wszystkie bardzo interesujace i wszystkie ciezkie do czytania, ale warto bylo sie poswiecic.
    Natomiast bardzo dziekuje za link do opowiadan, juz sobie zrobilam bookmark, przyda sie jako przerywnik wlasnie przy czytaniu ciezkich ksiazek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwe z Ciebie zwierzę polityczne :)
      Ja mam na biurku Chritophera Clarka Lunatycy. Jak Europa poszła na wojnę w roku 1914. Prawdziwa cegła. Rzecz bardzo pouczająca. Aż się człowiek dziwi, jak mało wie o historii własnego kontynentu przed II wojną światową, a przed pierwszą, to już prawie pustka.

      Usuń
    2. Polityczne zwierze? :)) serio to ja mysle, ze juz jestem polityczna hiena:)) i tak lepiej niz cmentarna hiena.
      Tak to sa cegly nie ksiazki, ale tak mnie wciagnely, ze lista do przeczytania ciagle rosnie, a ja sie czasem obawiam czy zycia mi starczy. Weszlam w to jakies dwa lata temu i wpadlam po kokardke. Przy okazji ucze Wspanialego historii jego ojczyzny. Serio to gdyby nie on, nie moj syn, ktory ciagle uwaza, ze Ameryka to doskonaly kraj do zycia i gdybym byla mlodsza to pewnie spierdolilabym juz do jakiejs Mongolii. No ale jest jak jest, nie narzekam, jako jednostce zyje mi sie tu calkiem dobrze, ale jak grzebie wlasnie w historii to mnie szlag trafia:)) Pocieszam sie tylko, ze gowno jest wszedzie...

      Usuń
    3. No widzisz, juz tego Clarka mam na moim Kindle, ten kindle mnie kiedys zgubi, bo to tak jeden klik i ksiazka juz gotowa do czytania.
      Ale najpierw musze przebrnac przez zabojstwo JFK, Martin Luther King i Roberta Kennedy'ego.

      Usuń
    4. Tak w Kindlu nawet cegły się mieszczą z łatwością. Pojemność domowej biblioteczki ogranicza czytelnika a czytnik nie. To niedobrze :)
      Lunatycy też się zaczynają sceną morderstwa, więc po JFK, Kingu i R. Kennedym będzie w sam raz :)

      W Ameryce fajne jest to, że Amerykanie wierzą, że spotkało ich szczęście, że urodzili się w takim fajnym kraju. Jest to dla mnie coś tak abstrakcyjnego, to poczucie dumy ze swojego kraju, że aż nie do wyobrażenia :)

      Usuń
    5. Ove, to poczucie dumy ze swojego kraju wcale nie jest inne niz u Polakow. Wierz mi, znam to od podszewki i tu i tam. Ilez razy slysze/czytam "wszystko fajnie ale najpiekniej nad polskim morzem" a serio to czym sie rozni Baltyk od tutejszego Pacyfiku?:))) Tu woda i tam woda, tyle, ze u mnie tej wody troche wiecej. Politycznie jest to samo, iluz Polakow ciagle zyje mrzonkami o swietnosci Polski, tej Polski, ktora byla i juz nie wroci, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
      To jest dokladnie to samo tyle ze w innym jezyku w innym miejscu na ziemi.
      Tak jak Amerykanie wrzeszcza "USA!! USA!!!" tak Polacy ucza od malego "kto ty jestes? Polak maly". Problem w tym, ze malo komu przychodzi do glowy, ze wszedzie w kazdym najmniejszym zakatku swiata uczy sie dzieci milosci do tego skrawka ziemi, na ktorej sie urodzily.
      Ogladalam ostatnio serie o Wietnamie i pokochlam Wietnamczykow, za ich patriotyzm, ze ich odwage, za ich walke o swoj kraj. A jeden z bylych zolnierzy amerykanskich dzis facet ok. 70-tki mowi "do dzis nie wierze, ze w tamtych czasach mowilem o Wietnamczykach foreigners (obcokrajowcy) to przeciez ONI byli u siebie, to MY bylismy foreigners ktorzy napadli ich kraj". Az mi serce z radosci podskoczylo jak to zobaczylam, z radosci, ze sa jeszcze takie jednostki, ktore jednak nauczyly sie myslec. To bardzo dobrze zrobiony film (10 odcinkow) warty zobaczenia.
      Uwierz mi jak czlowiek troche pomieszka gdzies indziej (moje troche to juz 33 lata) to naprawde widzi, ze wszedzie jest tak samo, zwlaszcza jak ma odwage wejsc w srodowisko zwyklych ludzi.

      Usuń
    6. Jeszcze dodam, mam na FB blisko 2000 znajomych, z tego 1900 jak nie wiecej to Amerykanie i oni mysla o Ameryce dokladnie jak ja, moj maz mysli jak ja. Tesc? nie bardzo, ale jest w tym wieku, ze moge mu to darowac, nie omijam tematu, bo wiadomo jak sie wkurwie to nie ma zmiluj sie, ale nie draze tak jak to robie z mezem. A teraz dla porownania jak tylko pisne slowko krytyki pod adresem Polski juz jestem zrownana z ziemia bo "sram we wlasne gniazdo" tyle, ze ja juz dawno nie mam gniazda:))) Ani tu ani tam i tak jest najlepiej.

      Usuń
    7. Ha! Star, to temat na ciekawą dyskusję. Znam Polaków. Amerykanów znam tylko z filmów. Moja wiedza jest więc niepełna. Wychodzi mi tak, że Polak deklaruje słownie dumę ze swojego kraju, opowiada frazesy, że jesteśmy wielcy i bohaterscy, bo słyszał to przez wszystkie lata szkolne, ale sam w to nie wierzy. Polak w rzeczywistości ma kompleksy i podziwia inne nacje z Amerykanami na czele. Amerykanom niejeden gotów byłby lizać podeszwy za to, że są silni, bogaci i mogą wszystko. Polska duma ze swojego kraju jest deklaratywna a amerykańska autentyczna. Tak to widzę. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie ma czegoś takiego jak typowy Amerykanin albo typowy Polak, ludzie są różni. Mówię o statystycznych prawidłowościach. Gdyby Polacy byli naprawdę dumni ze swojego kraju, mieliby luz i uśmiech na twarzy, a tak, to zawzięcie upierają się, że nasza husaria to ho-ho, więc niech Rusek na drzewo spada, dzikus jeden.
      Wczoraj oglądałem Jerry Lee Lewisa. To też dużo mówi o samopoczuciu Amerykanina, chociaż to muzyka i było to dawno. Może napiszę o tym rozprawkę :)

      A co myślisz o Ameryce? Powiedz. Nie o Trumpie, albo Hillary, bo to wiem. Nie o rozmaitych szubrawcach, o których czasem piszesz na blogu, tylko o Ameryce w całości? Ja o Polsce myślę na tyle mało pochlebnie, że nie mogę się tym specjalnie chwalić. To nie znaczy, że nie chcę tu mieszkać, że wolałbym w Ameryce. Chcę, to mój kraj, tu jestem u siebie, ale dumy z bycia Polakiem nie odczuwam.

      Usuń
    8. Co mysle o Ameryce?
      To bardzo zlozone pytanie, ale postaram sie na ile moge, jak cos jeszcze bedziesz chcial wiedziec to pytaj.
      Po pierwsze ciesze sie, ze tu mieszkam, serio nie czuje sie osoba "z zewnatrz" raz tylko jak napierdolilam jak karabin maszynowy na Ameryke na FB to jakis gostek (spoza mojego kregu) zapytal "to dlaczego tu przyjechalas i zostalas?" odpowiedzialam jednym slowem "milosc" bo tak faktycznie bylo, no moglam jeszcze dodac "polityka" ale nie chcialam wdawac sie w szczegoly. I ta moja odpowiedz wystarczyla. Krytykuje Ameryke, rzad, politykow, ignoracje, glupote, arogancje itp. na porzadku dziennym na FB i poza tym jednym przypadkiem nigdy nie uslyszlam, ze np. "pwinnam byc wdzieczna, ze tu mieszkam czy ze jako imigrant nie mam prawa do krytyki". Amerykanie z moich kregow wiedza, ze ktytyka to najwyzszy stopien patriotyzmu, ze ludzie mieszkajacy w konkretnym kraju maja prawo do krytyki tegoz kraju i korzystaja z tego prawa.
      Generalnie zdaje sobie sprawe z faktu, ze Ameryka to panstwo imperialistyczne, jedyne panstwo na swiecie, ktore przez 90%(jak nie wiecej) swojego istnienia jest w stanie wojny z innymi krajami, ktore nigdy nic Ameryce nie zrobily. Zdaje sobie sprawe, ze Ameryka mimo tej ogromnej potegi militarnej nigdy nie wygrala zadnej wojny i to najczesciej wytykam weteranom roznych wojen. I tu wlasnie Wspanialy bardzo prosil zebym nigdy nie powiedziala czegos takiego Tatkowi lub przy nim. Zgodzilam sie i nie zrobie tego, bo Tatka serio kocham, to bardzo wartosciowy czlowiek pod kazdym innym wzgledem. A ze zaciagnal sie w szeregi? no coz podobnie jak 90% amerykanskich zolniezy nie mial innego wyjscia, nie mial mozliwosci edukacji (chociaz jest cholernie inteligentny) wiec wojsko bylo najprostszym rozwiazaniem na zycie. Na szczecie nigdy nie widzial prawdziwej wojny, bo zawsze jego rola ograniczala sie do "wspierania" technicznego, dzieki czemu nauczyl sie jakiegos tam zawodu.
      Szlag mnie trafia na system edukacyjny ktory jest niczym innym niz indokrynacja i wylegarnia polgolowkow, ale na dobra sprawe to wiele krajow tak dziala. Uczy sie dzieci slepego poddania, zamiast myslenia to sie ich raczej uczy niemyslenia a mechanicznego powtarzania idiotyzmow. No ale znow w dobie powszechnego dostepu do gadzetow tak jest na calym swiecie. To jest masowe oglupianie.
      Szlag mnie trafia na fakt, ze amerykanska policja to nie policja sluzaca bezpieczenstwu ludzi ale armia gotowa stanac przeciw ludziom. Wiele osob nie zdaje sobie z tego sprawy, bo ludzi wystarczy byle czym nastraszyc i juz zgodza sie na kazde ograniczenie wolnosci.
      W pewnym sensie podoba mi sie ich "duma" ale z drugiej strony wiem, ze za ta duma nie stoi nic poza glupota;))
      Nie pytales o politykow, ale wiesz, ze bez nich to ja nie moge;))) Wiec tylko napisze, ze Trumpowi jestem ogromnie wdzieczna wlasnie za to, ze przez swoje wybuzowane EGO odkrywa to wszystko co jest zlego w amerykanskiej polityce. Nareszcie ludzie zaczynaja myslec a to juz niewielki krok we wlasciwym kierunku. Oczywiscie sa tacy co im sie tylko wydaje, ze mysla nagle samodzielnie i podburzani przez elity polityczne dziergaja rozwoe czapeczki i popierdalaja w nich po ulicach, lub glosno krzycza "metoo" zupelnie nie zdajac sobie sprawy z faktu, kto za tymi czapeczkami stoi i na czyje zyczenie obnazaja swoje najbardziej bolesne rany, ktorych wczesniej nigdy nie staraly sie nawet zabliznic nie mowiac o zagojeniu. Czy jest mi tu dobrze?
      Tak, finansowo nie moge narzekac mimo, ze od 2 lat jestem "na utrzymaniu meza", kraj jest ogromny i zawsze moge wybrac do mieszkania stan, ktorego polityka i prawo mi bardziej odpowiada, jest tez co zwiedzac. Jest mi dobrze, a ze sie wkurwiam;) no coz taka juz moja natura i jak sie ponoc urodzilam wkurwiona taka umre:)))

      Usuń
    9. Lubie tez to, ze nikt tu nie wchodzi czlowiekami z buciorami w jego zycie. Nikt nie zadaje durnych pytan, nikt nie plotkuje czy umylam okna, czy bylam w kosciele. To wszystko sa moje osobiste sprawy i nikt w zyciu by nie zadal zadnego personalnego pytania np. "ile zarabiasz? ty, maz czy zona?" albo "to kiedy corka bedzie miala dzieci?" tu sie nawet wlasnym dzieciom nie zadaje takich pytan. No i stanie w kolejkach mi sie podoba. Nie wazne czy to przystanek autobusowy czy w banku, nikt nie zieje mi w kark, kazdy stoi grzecznie z zachowaniem przyzwoitej odleglosci i nikt sie nie pcha bo autobus podjechal, wszyscy popitalaja grzeczniutko nie dotykajac jedno drugiego do autobusu w takiej kolejnosci jak stali oczekujac. Kultura jazdy na drogach tez mi sie podoba w Ameryce, co nie znaczy, ze gdzies czasem nie trafi sie wariat na drodze. Ale genralnie znow jest porzadeczek i nawet przepuszczanie sie przy zmianie pasow czy zjazdach z autostrady. Dziewiec lat temu w Polsce wypozyczylismy samochod tylko na dwa dni i przez te dwa dni Wspanialy nabawil sie sztywnego karku a ja sie modlilam zebysmy przezyli i zeby sie ze mna nie rozwiodl:))))

      Usuń
    10. Przeczytalam te moje wypociny i musze dodac krotkie podsumowanie:) A wiec podsumowujac to idnywidualnie jako jednostka kocham Ameryke, jestem tu szczesliwa, jest mi dobrze. Ale juz globalnie jako ze tak zadme w rog, obywatel swiata to jej nienawidze.
      Nie jestem dumna ani z bycia Polka ani z bycia Amerykanka, chociaz gdyby juz mnie przycisnac do muru to uwazam, ze mam wiecej powodow do dumy z powodu bycia Amerykanka, bo cos musialam w tym kierunku zrobic, nie jest to jak bycie Polka dzielem absolutnego przypadku. A generalnie to mam czasem momenty, ze jestem dumna z siebie;) Co ja poradze, lubie te babe, ktora jestem, ale bez zadnych etykietek.

      Usuń
    11. Przepraszam ze sie wtrace, ale musze skomentowac to o nie wchodzeniu buciorami w czyjes zycie: bo tez tutaj, po drugiej stronie Odry, urzeklo mnie to od samego poczatku i zwalilo mi z umyslu wielki ciezar. Bo niby nigdy nie nalezalam do osób, które przejmuja sie tym, co ludzie powiedza - ale to wszedzie i ciagle wisialo w powietrzu u nas (w malym miescie zylam). I ciazylo na mózgu jednak.

      A tu nagle sie okazalo, ze mozna tworzyc spolecznosc, która daje zyc innym jak chca :)
      (byleby nikomu nie szkodzili, no ale to oczywiste) Doswiadczylam, ze tak powiem, pozytywnego szoku kulturowego :)))

      Usuń
    12. Star,
      dziękuję za długą wypowiedź. Jeśli coś zahacza o politykę, zawsze można na Ciebie liczyć :)
      Kluzysz, kombinujesz, odbiegasz i zawracasz, ale konkluzja jest taka, że Ameryka Ci się podoba i bilans wad i zalet jest dodatni. W Polsce jest tak, że wyliczamy długi katalog wad naszego państwa, mając problem ze wskazaniem jego zalet. One jakieś tam są, ale w naszej optyce raczej niewielkie. I tak już pozostanie, bo to kwestia mentalności. Cóż, nie umiemy sobie zrobić lepiej.

      Diable,
      wtrącaj się kiedy chcesz. To ożywia bloga :)
      U nas powoli tolerancja dla indywidualizmu rośnie. Może choć na tym polu zbliżymy się do Niemców, bo jeśli chodzi o zamożność, to nie mamy szans.

      Usuń
    13. Bardzo ciekawie piszecie, też się wtrącę. Ove - bardzo dobrze to ująłeś, że polski patriotyzm i duma są jakieś takie sztuczne, jakby narzucone. A Stardust ma rację - ludzie wszędzie są bardzo podobni. Bo wszędzie są głupi i mądrzy. Ja mieszkam w Polsce, ale bardzo często jestem w Anglii i mam do czynienia ze zwykłymi ludźmi. Byłam w Anglii w dniu ich referendum i miałam dużo czasu na zastanowienie się skąd to się wzięło. Wtedy do mnie dotarło, że Moherowe Berety są wszędzie, w każdym zakątku świata tylko może różnie się nazywają. Brexit to nic innego jak tęsknota za wielkim Imperium Brytyjskim, za czasami kolonialnymi kiedy można było swoją wolę narzucać każdej napotkanej nacji głosząc przy tym, że to przecież dla ich dobra.To też tak jak Stardust napisała - konflikt pokoleń - starzy głosowali za Brexitem, bo Anglicy wciąż w swojej mentalności są zadufani w sobie, uważają się za pępek świata, szczególnie ci starsi. A to co dzieje się teraz w brytyjskiej polityce jest lepsze od naszego, rodzimego cyrku. Zakłamanie, wybujałe ambicje, strach przed przyznaniem się do błędu. Kiedyś wydawało mi się, że tylko w Polsce jest taki gnój, ale to nieprawda. Polityka cuchnie wszędzie.
      Ale to co piszecie o niewtrącaniu się do cudzego życia to prawda. W Anglii też to czuję. Robisz co chcesz, ubierasz się jak chcesz, nikt niczego nie narzuca. Nikt się nie dziwi, nikt nie zadaje pytań. Ostatnio miałam okazję poznać społeczność anglikańskiego kościoła w małej wsi. Wszyscy przemili dla mnie i dla siebie. Odczułam taką zwyczajną życzliwość, bez narzucania się. Coś czego w Polsce bardzo mi brakuje.
      Nie, nie jestem dumna, że jestem Polką, szczególnie w aktualnej sytuacji politycznej. Raczej czasem się wstydzę tego, co tu się dzieje.

      Usuń
    14. I jeszcze jedno, konstruktywna krytyka jest bardzo ważna. Nie cierpię tego powiedzenia:"srać we własne gniazdo" - jeśli coś mi się nie podoba trzeba to powiedzieć i tylko idiota odbierze to jako krytykę, bo mądry się zastanowi i przedyskutuje. Anglia jest demokratycznym krajem, w którym jest zakaz krytykowania królowej. ;)

      Usuń
    15. Venus,
      To prawda, że moherowe berety są wszędzie. Generalnie wszytko to co u nas, jest i gdzie indziej. W innych krajach również są złodzieje, głupcy,łapownicy, kanalie itd., itp. Myślę,że chodzi o proporcje, o to na ile poszczególne grupy ludzi są w stanie kształtować rzeczywistość. Nie widzę innego wytłumaczenia wysokiej pozycji krajów zachodu jak to, że u nich złodziei i głupców po prostu jest mniej i przewagę mają ludzie światli. Reszta albo rozumie, albo przynajmniej czuje instynktownie, że opłaci im się oddać władzę mądrzejszym od siebie, że na tym zyskają. Tak przynajmniej było do niedawna. Czy dalej jest, nie wiem. Przypadek Trumpa wskazuje, że może już nie jest. Jeśli kraje zachodu zatracą instynkt, zginą. Rozsypią się jak inne wspaniałe państwa w przeszłości. Możliwe, że Anglicy właśnie zaczęli się kończyć, a może nie. Zobaczymy.

      Usuń
  2. Egipcjanin Sinuhe! Bedac dziecieciem gdzies tak w polowie podstawówki wyszarpalam to z pólki mojej mamy, i momentalnie zostalam fanka sztuki balsamowania, tak pieknie i szczególowo tam opisanej :))) Pamietam, ze szczególnie ujelo mnie wyciaganie mózgu przez nos.

    Opowiadan nie lubie za bardzo, wlasnie dlatego, ze tak trudno znalezc dobre. Czlowiek czyta, i czyta, i czyta, i brnie, i na cala ksiazke ma potem jedno dobre opowiadanie, a reszta to zmarnowany czas. Ale jakbys pisal same dobre, to bylabym gotowa zmienic zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, jakie pożyteczne wiadomości są w Egipcjaninie :)
      No właśnie, współczesne zbiory opowiadań są zwykle nierówne. Coś dobrego na okładkę, a reszta taka sobie. Ech, gdybym miał tyle talentu, żeby pisać same dobre opowiadania... żył bym z tego!

      Usuń
    2. Jak najbardziej pozyteczne :) Dobrze ze wtedy nie mialam juz chomika, bo byc moze skonczylby jako najmniejsza na swiecie mumia. No, byc moze leciutko nadwerezona mumia.

      Taaaak... Zyc z talentu, to jest zycie!

      Usuń
    3. Diable, nie mogę uwierzyć, że mogłabyś coś zrobić chomikowi. Diabły są przecież z natury łagodne i malują kolorowo :)

      Usuń
    4. no nie wiem, nie wiem, fascynacja lektura i obecnosc obiektu doswiadczalnego moglyby jednak kusic ;)))

      Usuń
    5. Ręka losująca z lancetem? Nie mogę sobie tego wyobrazić :)

      Usuń
  3. Dawno nie czytałam opowiadań. Tak szczerze, to zupełnie nie pamiętam kiedy był ten ostatni raz. Może Sapkowski?
    A co do książek-cegieł to moja córka ma 16 lat i widzę, że wśród młodzieży panuje moda na wielkie tomiszcza, grube na tysiąc stron. Mnie trochę odrzucają takie grubaśne książki. Za to lubię jak powieść ma kilka tomów. Pamiętam zaczytywałam się w Józefie Balsamo Aleksandra Dumas - strasznie dużo tych tomów było, chyba z 10.
    Mój syn zażyczył sobie pewnego razu pod choinkę Boże Igrzysko Normana Davisa - opasła lektura. W sumie taka gruba książka to fajna rzecz, bo można czytać, czytać i czytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, zapomniałem o Bożym igrzysku,a mam to i czytałem. Tak, to jest kolubryna, ale dobra.
      Nie wiedziałem, że Józef Balsamo jest taki długi. Mgliście pamiętam tylko film pod tym tytułem,. Właściwie tylko tyle, że był. Jeszcze jedna książka, której nie czytałem :)

      Usuń
    2. A propos Czechowa - to ja jestem z pokolenia, które miało język rosyjski w szkole i pamiętam, że czytaliśmy opowiadania bądź fragmenty rosyjskich klasyków w oryginale. Rosyjska literatura jest przebogata w fantastyczne i wartościowe pozycje. Nie wiem czy dałabym radę czytać po rosyjsku...

      Usuń
    3. Dałabyś radę czytać, ale byłaby to męcząca praca i wielu słów byś zapewne nie znała. Jeśli celem nie jest nauka języka, moim zdaniem nie warto się katować.
      Rosyjska literatura jest wielka (i nie mam na myśli objętości). Pomyśleć, że był taki bloger, w dodatku humanista, który stwierdził, że jakoś nie lubi, nie podchodzi mu, że nieee... Poszedł na film Anna Karenina i najbardziej podobały mu się suknie balowe :)

      Usuń
  4. Opowiadania lubię za uważność w obserwowaniu rzeczywistości, lubię, kiedy świat opowiadany widzę jak przez powiększające szkło. Choć może to częściej reportaże, a nie opowiadania mają taką właściwość ? Trochę boję się tych krótkich form, bo często - jak to zgrabnie ująłeś, "szapią bebechy", w dłuższych książkach to szarpanie jednak jakoś się rozmywa, łagodnieje, można je odłożyć i wrócić do czytania po ochłonięciu, a z opowiadaniem tak się nie da, trzeba skończyć bez znieczulenia. Pewnie dlatego częściej sięgam po "grubasy"- zazwyczaj mniej sponiewierają człowieka przy czytaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Realistyczne opowiadanie ma w sobie sporo z reportażu. Różni się formą i tym, że jest fikcją. Chociaż to ostatnie nie musi być pełne. Niemniej opowiadanie zwykle jest o życiu i w tym podobne bywa do reportażu. Tak, to jest jak szkło powiększające nastawione na jakiś temat :)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy zaglądałeś kiedyś na bloga Pjotruski- u niego właśnie wyraźnie widać to powiększające szkło. A zdarza się zobaczyć je również w filmach - na przykład w "Zmruż oczy".

      Usuń
    3. Właśnie zajrzałem na Pjotruska blog. Przeczytałem dwa krótkie wpisy. Zaciekawiły mnie. Przeczytam więcej. Dzięki za adres :)

      Usuń
  5. Myślę, że opowiadania to inna dziedzina sztuki.
    Coś jak haiku.
    Kwintesencja kwintesencji, napisana tak, żeby dało się ją czytać między wierszami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haiku to samo jądro sedna centrum ekstraktu. Opowiadania jednak są nieco dłuższe, aczkolwiek mam pomysł na opowiadanie minimalistyczne... Pomieszczę je może w następnym wpisie.

      Usuń
    2. Ponieważ gdyż albowiem uwielbiam haiku, myślę że jeśli twoje opowiadanie będzie równie skoncentrowane na skondensowaniu, uwielbię je również.

      Usuń
  6. do pisania opowiadań, oprócz talentów, trzeba mieć również pomysły - może dlatego tak niewielu się podejmuje, może dlatego zdarzają się słabsze, pośród tych sztandarowych w zbiorkach?
    gdyby znaleźć się udało rozdającego talenty - napisz opowiadanie - chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń