czwartek, 21 lutego 2019

Prałat Jankowski padł

No proszę.
Dzisiejszej w nocy trzej zidentyfikowani sprawcy przystawili drabinkę do pomnika księdza Henryka Jankowskiego, założyli statui pętlę na szyję a następnie,
ciągnąc z mozołem,
obalili na ziemię
razem z cokołem.
Najdziwniejsze, że to zdarzyło się w Polsce. Rzecz jeszcze do wczoraj nie do pomyślenia, ażeby podnieść rękę na figurę duchownego i to tylko dlatego, że ten był pedofilem. Też mi powód... To nie czyni go przecież wyjątkowym. 
A więc leży!
Co prawda na oponach, żeby się nie potłukł, upadając. Świadczy to o tym, że czyn został starannie przemyślany. Trudno tylko orzec, czy opony podłożono pod Jankowskiego z obawy, by nie być oskarżonym o wandalizm, gdy figura się rozpęknie, czy też by podkreślić dobitnie, że nie chodziło o zniszczenie, a o danie wyrazu. To udało się znakomicie. Prałat leży jak betka, cokół leży skośnie, efektownie, nieco od stóp księdza odłamany, ale nie całkiem. Majstersztyk. Sam bym lepiej nie przewrócił. Co za wyrafinowanie. Jankowski rozbity, dajmy na to, z piersią pękniętą przez środek, leżałby jak męczennik, jak święty, któremu poganie odcięli członki (niewykluczone, że w tym wypadku odcięliby wyjątkowo ochotnie). Wzbudzałby współczucie. A tak, leży jak ciapa, jak tłumok. Leży i nic. Leży niepatetycznie, leży pospolicie, na boku, na oponach, jak stara syrenka na cegłach w czasach słusznie minionych. Nawet w niebo nie patrzy. Co za upokorzenie!

Czy jest z czego się cieszyć? I tak, i nie. Burzenie pomników nie jest rzeczą dobrą. Dziś Jankowski, a jutro każdy inny, bo każda postać historyczna ma swoich wrogów. No, może Kościuszki nikt by nie ruszał. Do naśladowania zachęcać nie można, pochwalać nie należy. Niemniej historia uczy, że czasem burzenie jest zapowiedzią budowania. U nas zburzono pustą w środku figurę. Lud Paryża zdobył a potem zburzył prawie pustą Bastylię i proszę, jak to zmieniło Europę. Naszego wydarzenia nie da się porównać z tamtym z czasów rewolucji francuskiej, może jednak to też początek zmian? Był taki film wojenny, nie pamiętam tytułu. Komandosi zdetonowali ładunki wybuchowe w zaporze wodnej. Zrazu wydawało się, że nic się nie stało. Kurz opadł, zapora stała dalej. A jednak pokazała się w betonowej ścianie rysa, przez którą zaczęła tryskać woda coraz mocniej i mocniej, aż w końcu monolit pękł i rzeka rozerwała go na kawałki.
Zobaczymy.