poniedziałek, 22 stycznia 2018

Odrobina fantazji

Ano z Niemcami zawsze tylko problemy.
Naród był to okrutny, dziki i tłustą strawą się karmiący. Nie wiedział o tym Warus, prowadząc swe legiony w ostępy Lasu Teutoburskiego. Źle się to dla niego skończyło. Cywilizacji nie warto nieść tam, gdzie dzikość ludu równa dzikości leśnych bestii. Przeto Rzymianie kraj ponury i żadnych prócz skór zwierzęcych bogactw nieposiadający, po kilku latach sobie odpuścili. Skręcili na wschód. Tam natrafili na Polan, Ślężan, Wiślan i Mazowszan, ludy jeszcze nieoświecone, ale zmyślnością i pracowitością nad sąsiadami górujące. Szybko miejscowi wszelkie nowinki i nauki od Rzymian przejmowali, kraj swój cywilizując. Rośli w siłę przez lat tysiąc, aż Niemcy im pod bokiem wyrastać zaczęli, co Polaków (bo tak plemiona zjednoczone nazywać się przyjęło) niepokoić zaczęło, aliści nie bardzo. Ot zdarzyło się, że margrabiego Chodaka jakiś książę Mishke pobił, ale takie wypadki nie mogły potędze polskiego cesarza zagrozić. Ledwie Niemcy swój kraj zjednoczyli, już go na kawałki dzielili, bo taka ich natura była odwieczna, co i potem nie raz się okazywało.
Mijały wieki. Polacy kraj cywilizowali, w wynalazkach i technice szczególnie bowiem się lubowali. Jak choćby Jan Dobrzyca, który druk ruchomą czcionką tak dobrze opanował, że Biblię pierwszy seryjnie tłoczyć zaczął, za co mu chwała. Dzięki temu Marcin Lutowicz mógł pisma swoje drukować, w narodzie upowszechniać, a naród je czytał, bo sztuki czytania się uczył. Nie to, co w Niemczech. Tam chłop folwarczny nie tylko czytać nie umiał, ale nawet nie wiedział, że jakieś książki istnieją na świecie. Mieszczan zaś prawie nie było, bo szlachta niemiecka usilnie się o to starała, ażeby łyczkowie głów za bardzo nie podnosili i w dostatek nie obrastali. Z tego Lutowicza nauczania reforma kościoła się narodziła. Zgrabnie etos pracy z wiarą połączono, co bardzo Polakom pomogło w dalszym rozwoju. W Niemczech wszystko szło opornie a w końcu zdechło i wróciło w stare koleiny. Tak więc Polacy bogacili się mozolnie, ale systematycznie, dalej rzemiosła i sztuki wyzwolone rozwijając. Muzyków znamienitych posiadali, jak choćby Franciszek Kurpiński, którego Odę do radości każde dziecko zna, mniemając, że to hymn Unii Europejskiej.
Wojny Polacy rozliczne toczyli, gdyż taki był Europie zwyczaj przez stulecia, że jeśli tylko sąsiad był chwilowo słabszy, obowiązkowo należało go napaść i złupić. Kto tego nie robił, ten był frajerem. Niemcy tego nie robili, gdyż jedyne czego ich szlachta pragnęła, to był święty spokój, a chłop niemiecki od bydlęcia nie bardzo się różnił, więc i woli żadnej mieć nie mógł. Co gorsza, Niemcy byli tak durni, że gdy onegdaj zdarzyło się, iż Turcy pod Krakowem stanęli i niechybnie by go zdobyli, ziemie polskie następnie pustosząc i o sto lat cofając, to Niemcy im z pomocą podążyli, ostatnim zrywem swego dychawicznego państwa potęgę polską podtrzymując. Musiało zatem do tego przyjść, że Polacy pospołu z Francuzami i okazyjnie Włochami ziemię niemiecką między siebie podzielili, nowe porządki tam zaprowadzając. Gdyby nie to, chłop niemiecki do XX wieku pańszczyznę by odrabiał i kołtun na głowie hodował, tę przypadłość ludu niemieckiego w całej Europie znaną pod łacińską nazwą plica germanica. Łatwo to poszło, gdyż Polacy wtedy już armii prawie żadnej nie posiadali, bo kto i z czego miałby ją tam utrzymywać, kiedy przemysł nie istniał, miasta nieliczne i liche, większe i silniejsze być nie mogły, ziemianie zaś łożyć do skarbu nie mieli ochoty. Do tego Polacy propagandę szerzyli, że Niemcy to chory człowiek Europy, a ich rządzenie się to "niemieckie porządki", jak z przekąsem mówili. Potem zaś, po wielkiej wojnie, którą Polacy przegrali, kąśliwie nazywali odrodzone Niemcy państwem sezonowym i aby udowodnić, że mieli rację, raz jeszcze napadli i splądrowali Niemcy, znów się na tym bogacąc. I chociaż kolejną wielką wojnę przegrali, podnieśli się dzięki swemu potencjałowi i są teraz najsilniejszym państwem Europy, a Niemcy, choć ich produkt krajowy brutto jest siedem razy mniejszy od polskiego, mówią, że nie będzie Polak pluł im w twarz i rządzą się po swojemu.

Czy nie mogłoby tak być? Uważam, że mogło. Musiałby być inny niż jest tylko tylko jeden drobiazg - mentalność ludzi.

piątek, 12 stycznia 2018

Styczeń miesiącem doktorów

Jeśli mnie pamięć nie myli, najwcześniej protesty rozpoczęli w szpitalach lekarze specjaliści. To było już dawno, wiele lat temu, więc dokładnie nie pamiętam. Grozili, zdaje się, przejściem do prywatnych firm leczniczych. Zrobili to, kiedy takich firm już trochę powstało i groźba nie była tylko teoretyczna. Udało się. Wyszarpali solidny kawał mięsa dla siebie, podpisali wysokie kontrakty i uciszyli się. Wtedy wkurzyli się lekarze rodzinni, że niby oni to co? Sroce spod ogona wypadli? Kilka lat urządzali przepychanki z NFZ na początku roku i... też się uspokoiło. Znaczy wyszarpali dość. W końcu zbuntowali się najmłodsi lekarze - rezydenci. To logiczne. Starzy lekarze obrastają w tłuszcz, rodzinni urządzili się wygodnie, a oni co? Mają tyrać jak dzikie osły za gówniane pieniądze? Niedosypiać, niedojadać, męcząc się na dyżurach za wszawe osiem tysięcy na miesiąc? O, nie! Dość tego. Ogłosili, że walczą o dobro pacjentów. Bo przecież jak lekarz jest niewyspany, to może popełnić błąd, prawda?

Jesteśmy w czarnej d. Tak uważam. A to dlatego, że zawód lekarza jest szczególnym zawodem. Nie mam tu wcale na myśli powołania, posłannictwa, misji, czy czegoś tam. Chodzi o to, że lekarz z powodzeniem może leczyć tak samo Polaków, Niemców czy Francuzów, bo kiszki i kości wszyscy mają takie same. Jedynym problemem jest znajomość języka obcego, ale to stosunkowo mały problem. Dlatego oni mogą wyjechać i nie będą w bogatych krajach zmywać naczyń. Mogą nam dyktować warunki. I dyktują. Wyszarpią to, na czym im zależy. Będziemy im płacić dużo, a sami pracować za takie pieniądze, jak dotąd. Oni tworzą dla siebie wyspę obywateli lepszego sortu w morzu pospólstwa. Cóż ich obchodzi, że kraje Zachodu są kilkukrotnie zamożniejsze od naszego, że ich dochody są nieporównywalne z naszymi. Oni chcą mieć to tutaj, w Polsce, bo ile można czekać. Żyje się krótko, a potem umiera, prawda? Lekarze dobrze o tym wiedzą.
To już nie te czasy, kiedy paszport leżał w komendzie milicji. Już nie trzeba uciekać za granicę, można po prostu wyjechać. To już nie te czasy, kiedy nie było w kraju alternatywy. Nie można wziąć lekarzy w kamasze, ale coś z tym zrobić trzeba. Może ktoś by wreszcie pomyślał, jak dbać o interesy wszystkich obywateli, do k.n., bo sprawy zostawione samym sobie zmieniają się ze złych na gorsze.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Przepis na sukces

Nowy rok zaczął się już na dobre. Bo nowy rok zaczyna się po Trzech Królach, dodam w kwestii formalnej. Mój starszy kolega mawiał, że od Bożego Narodzenia do Trzech Króli ma w żyłach więcej alkoholu niż krwi. Mój kolega mówił tak już wtedy, kiedy Trzech Króli nie było jeszcze świętem uprawniającym do ogólnopaństwowego nieróbstwa. Bo mój kolega to głęboko wierzący katolik i dlatego świętuje z pełną powagą i zaangażowaniem cały okres bożonarodzeniowy. Ja jestem heretykiem uprawiającym nieco pozoranctwo (gdyż jestem trochę Polakiem), ale pić za bardzo nie mogę, więc świętuję w tym czasie mało żarliwie - obijam się. Wszystko kiedyś przemija, nawet najdłuższa żmija. Pora więc napisać notkę, choćby miała być o niczym, czyli o Sławomirze. Refleksji ciąg dalszy.

Otóż przeczytałem, że piosenkarz Sławomir, o którym wspominałem w starym roku, nie jest zwykłym chałturnikiem, tylko uprawia jakże szlachetny gatunek sztuki estradowej zwany pastiszem. Znaczy te debilne, obciachowe i lamerskie piosenki, które śpiewa, to świadoma kreacja, dobrze wykonana robota aktorska, inteligentny humor. Coś w tym jest, bowiem w teledysku Aneta występują ze Sławomirem pieśniarze tworzący grupę Vox oraz aktorka Małgorzata Socha. Panowie z Voxu nie wyglądają tak debilnie jak Sławomir, a aktorka Socha wygląda jak idiotka tylko dlatego, że jest wymalowana paskudnie i zachowuje się jak lasencja z podmiejskiej dyskoteki. Znaczy aktorka rzeczywiście gra i to widać. Małgorzata Socha potrafi grać idiotki, co udowodniła już w serialu Brzydula, tworząc wspaniałą rolę Violetty (Violetta, Anetta, Dżesika... - whatever). Vox też gra, chociaż śpiewa.
.

Tylko Sławomir... grać nie musi. On po prostu jest Sławomirem w każdym calu. Cała jego gęba to Sławomir naturalny, jego uśmiech, jego oczka, jego wąs. Bardziej pasowałby do roli tylko wtedy, gdyby miał na imię Janusz. Co zresztą jest głupie, bo nie rozumiem, dlaczego akurat imię Janusz ma być imieniem obciachowym. Czemu nie Jarosław, na przykład? Albo nie Marek, jak Marek Katarzyna Wielka Suski - poseł idiota. I tak dochodzimy do przepisu na sukces. Jeśli wyglądasz jak diskopolowiec, to śpiewaj disco polo i mów, że to pastisz. Publika będzie Cię kochać, myśląc, że jesteś autentyczny, tak jak myśli, że Rowan Atkinson to idiota Jaś Fasola. Idźmy dalej. Nie umiesz śpiewać? Nie masz głosu? Spróbuj kariery, udając siostry Godlewskie.

 
Z pewnością Ci uwierzą, tylko... auć! Siostry Godlewskie nie są niestety uwielbiane. Czyli jednak nie ten trop. Aha! Bingo! Trzeba być idiotą, ale miłym. Idiotą kochanym. Idiotą jak skromny kolega z bloku, ze szkolnej ławy, z ławki na podwórku, na której siadywało się 40 lat temu i śpiewało przy gitarze "Siedem dziewcząt z Albatrosa, tyś jedyna... a-aaa..." Teraz śpiewa się "polewamy się szampanem", taka różnica.
Motto na ten rok: sprzedaj swoje słabości jako atuty!